Lipcowy spływ kajakowy

W dniach od 1 do 3 Lipca odbył się misyjny spływ kajakowy. Gotowi i chętni do wyprawy uczestnicy zgromadzili się w miejscowości Brzegi w województwie świętokrzyskim. W pierwszym dniu spływu, po rozstawieniu namiotów i wypakowaniu swoich rzeczy mieliśmy za zadanie pokonać nurt rzeki „Czarna Nida”. Zajęło to około pięć godzin. Ten odcinek trasy charakteryzował się malowniczymi widokami w których górowały łąki i lasy. Po długiej, ale jakże przyjemnej i obfitej w przeżycia podróży udaliśmy się na kolację, podczas której rozmowom i dzieleniu się wrażeń nie było końca. Syci i rozemocjonowani ruszyliśmy na nabożeństwo wieczorne.
 
Drugiego dnia także nie brakowało atrakcji! Po porannym nabożeństwie i sycącym posiłku rozpoczęliśmy spływ kolejną malowniczą rzeką, która nazywała się „Biała Nida”. W odróżnieniu od swojej poprzedniczki wiła się w głębokim korycie sięgającym nawet do kilku metrów, ze stromymi piaszczystymi zboczami! Ten dopływ Nidy charakteryzował się spokojnymi, jednakże krętymi odcinkami i był zaprzeczeniem doświadczeń z dnia poprzedniego. Po ukończeniu spływu wygłodniali zjedliśmy posiłek i zaczęliśmy się przygotowywać do wyjścia misyjnego do wioski Brzegi. Odbyliśmy krótką odprawę i po modlitwie wyszliśmy dwójkami, aby dotrzeć do mieszkańców z czasopismami i książkami. Pomimo, że miejscowość jest niewielka, to odległości pomiędzy domostwami często były znaczne. Jednak przebyty dystans, wysoką temperaturę i palące słońce wynagradzały nam miłe rozmowy i przyjmowana przez mieszkańców chętnie literatura. Jeśli by podsumować drugi dzień pod jego koniec, to można uznać go za owocny zarówno z perspektywy przebytego spływu, jak i wykonanej misji.
 
Dzień trzeci był czasem pakowania się i wyjazdu, dlatego spływ rozpoczęliśmy wcześniej niż zazwyczaj. Były ku temu dwa powody:  pierwszym była chęć szybkiego powrotu do domu. Drugim był fakt, że Bobrownik – a jak się później okazało – Bobrza była rzeką trudniejszą do przebycia, niż się spodziewaliśmy. Jak nawa wskazuje, to bobry były głównymi winowajcami, dlatego na trasie oprócz trudniejszych odcinków uczestnicy spływu musieli sobie radzić z płyciznami, zwalonymi drzewami oraz głębokimi miejscami. I mimo, że niektórzy z nas musieli pomagać innym przedostawać się przez różne przeszkody napotkane po drodze, to po ukończeniu spływu wszyscy byli zgodni co do tego, że najlepsze atrakcje mieliśmy właśnie na tym odcinku spływu. Późne popołudnie kończące spływ upłynęło nam na przygotowaniu posiłku i pakowaniu się. Cały ten czas spędzony razem pokazał nam, że spływ kajakowy to nie tylko dobra zabawa i odpoczynek, ale także okazja do tego aby nauczyć się współpracy z innymi, a na to był czas nie tylko podczas pokonywania odcinków spływu, ale również w pracy misyjnej oraz wspólnym życiu na kempingu.
 
Tekst: Marcin Pycia
Foto: Marek Kroczyk